Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieją odzyskania, a obawą utracenia szczęścia, budziłem się nieraz w nocy, nie wiedząc tak ze snu na razie, czy zegarek jest teraz mój, czy też nie mój? Spojrzenie moje było błędne, włosy zjeżone, zimny pot rosił mi czoło, a serce waliło jak młotem. Po dłuższej dopiero chwili oprzytomniawszy z przerażenia tego, przypominałem sobie, że zegarek jest teraz mój, a wtedy na mojej wynędzniałej twarzy pojawiał się błogi uśmiech szczęścia i opadałem na pościel z uczuciem bezgranicznego ukojenia, tak właśnie, jak rozbitek, który już zgubionym się widział, a oto jest uratowany.
Niekiedy, w czasie obiadu (a bywał on coraz i krótszy i gorszy) nagle, niosąc łyżkę do ust, przypomniałem sobie, że zegarek nie mój. Wtedy wargi zaczynały mi się trząść, łyżka w ręku drżała, i zanim ją do ust doniosłem, pełniejsza była o dwie słone i gorące krople.
Jakoś w tym czasie ojciec znów wy-