jechał. Kilka wieczorów przedtem bolała go głowa; w cyrku nawet nie bywał, gdyż uczone konie także wyjechały. Ale matka bardzo się tem gryzła i mocno płakała. Jakoż nie mogła ojcu na drogę ani upakować kufra, ani usmażyć rozbratla, gdyż ojciec nie chcąc jej przeszkadzać, wyszedł przez nasz pokój sam w nocy na kolej, wziąwszy tylko swą podróżną torbę.
Przez jaki miesiąc potem, nawet dłużej może, zegarek był ciągle mój. Nie dlatego, żebym się lepiej sprawował lub uczył, ale matka tak była rozgniewana, i taka zmartwiona, że gdym przeskrobał, dostawałem odrazu na gorąco w kark, a o zegarku nie było zgoła mowy. Kipiałem tedy całą szczęśliwością niewypowiedzianą, czekając niecierpliwie niedzieli.
Aż przyszła taka jedna niedziela, że matka pudełka nie wyjęła z szafki.
Czekałem ranek cały — nic. Tedy po obiedzie, któregom przełknąć nie mógł
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.