Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

mój zegarek w powietrzu, jakgdyby czarodziejską mocą.
Przeczysty lazur jego wypełniał cały pokój, a złote gwiazdy, jakie tylko w najcudniejszą i najbardziej przejrzystą noc sierpniową widzieć można, jaśniały na ścianach, na suficie, wszędzie...
W tej samej chwili mistyczna pieśń zalała mą duszę, świat cały...
— Zegarek!... Mój zegarek! — krzyknąłem z wybuchem szalonej, bezprzytomnej szczęśliwości, wyciągając ręce.
Jeszczem go wszakże dosięgnąć nie zdołał, kiedy gruby jakiś głos rzekł:
...I-po-trze-cie!
Wtedy stojący przy mnie pan zdjął z powietrza wszystkie gwiazdy i lazury, a włożywszy mój zegarek w czarne, do trumny podobne pudełko, wpuścił je do głębokiej kieszeni chałata.
...O ziemie obiecane, a nienawiedzone nigdy!
...O srebrne sita serc, czerpiących morze!...