cieszy, a w poniedziałek zanosi do kasy i na rentę składa.
Renta, zbieranie renty, jest największą namiętnością normandki. Poświęca jej ona większą połowę życia, oddanego wszelkiego rodzaju prywacyom i pracy — nieraz ciężkiej.
Wartość mężczyzny, a i wartość małżeńskiego szczęścia, oblicza się oczywiście na zyski z połowu. Nie mówi się tutaj: »mąż mój jest dobry człowiek«, ani: »mąż mnie kocha«, ale się mówi: »Mąż mój zarabia, mąż mój tyle a tyle przynosi«. A jeśli przynosi dużo, wszystkie sąsiadki zazdroszczą takiego męża, jako dobrze rentującego kapitału.
»Zarabia« — to jest nietylko największą pochwałą, ale zasadą miłości i miarą szacunku.
Wie o tem mąż każdy.
Przynosi mało, to się ledwo, biedaczysko wlecze z przystani do domu, bo czuje zawczasu, że go tam nic przyjemnego nie
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.