czeka; przynosi dużo, to mu się droga pod podeszwą pali, i na pewniaka »poivradę« węszy.
Jedno wszakże czeka zarówno ich obu: widok żony przybranej niemal że zalotnie, czasem w wielkiej paradzie długich kolczyków i broszki spinającej chusteczkę na czarnym staniku, czasem z ognistym pęczkiem geranium przy gorsie. Im mniej wszakże przynosi mąż z sobą, tem chciwiej wpatruje się w te uroki, wiedząc dobrze, jak są krótkotrwałe. Jakoż gdy się żona nie doliczy w mieszku spodziewanej sumy, kolczyki i broszka jeszcze przed śniadaniem do puzderka idą, geranium wstawia się w wodę, a po śniadaniu, przy którem o »poivradzie« ani słychu, żona powiada, że ją głowa boli, albo do sąsiadki idzie, albo się do robienia porządków zabiera, przyczem zalotny fartuszek zastąpiony bywa dużą, grubą ścierką.
O popołudniowej niedzielnej czekoladzie nawet mowy niema; a gdy niefortunny
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.