Nasza gospodyni nie pozwala zadawać się swemu »Jean« z tą hałastrą. »Jean« jest »ofiarowany«, a to obowiązuje.
W rodzie Toutainów zawsze jeden chłopak jest »ofiarowany«. Ich czarne podłużne oczy, ich blade smagłe twarze, ich niskie, prawie że okrągłe czaszki widzieć można we wszystkich kościelnych chórach od »Val-de-Grace«, aż do »Pont-Evecque« i to dodaje powagi rodowi.
Zdarza się wszelako, że »ofiarowany« nie dotrwa.
Ludwik Toutaint, jeden z siedmiu braci naszej gospodyni, także nie dotrwał ale z domu uciekł, w Hawrze na okręt przystał i coś w półtora roku dopiero doniósł o tem rodzicom, błagając, aby mu pozwolili przybyć na Boże Narodzenie, gdyż bardzo mu tęskno do domu i co noc łzami się zalewa.
Oczywiście, że — nie pozwolili.
Matka zwłaszcza zacięła usta tak silnie, że do wieczora dnia tego nie przemówiła
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.