dnie że pokład jest zamknięty, pusty, że z trzech masztów został tylko jeden — główny. Ale wszyscy wiedzieli, że pod tym zamkniętym pokładem, w tej strasznej, ciskanej morzem trumnie, są zamknięci ludzie, dla których bije ostatnia godzina.
Na brzegu tymczasem zebrał się tłum znaczny. Nie byli to wszakże rybacy, ale luza wszelakiego rzemiosła, mniej obyta z morzem.
Jakoż wszystkie oczy były w nie wbite, z bezradnem osłupieniem trwogi. Zresztą kobiety i dzieci przeważały w tłumie.
Nagle wielki wybuch pomieszanych głosów.
Maszt runął. Statek był zgubiony. W tej samej chwili Mère Toutaint krzyknęła przeraźliwie:
— Mon gosse! Mon gosse! — i puściwszy lunetę, biegła, roztrącając nas, przez schody, przez sienie, prosto do przystani. W tym ostatecznym i prawie że
Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.