Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

nić chciał, a jako wdowiec, statecznej sobie kobiety upatrywał. Tylko że wszystko trzeba było robić w wielkim sekrecie, żeby się synowie nie dowiedzieli i ojcu nic czynili przeszkody, jako że się przy nim szmat gruntu dożywociem został. Jego to kowalka raiła kumie, co się i Szafarzowej dosyć zdawało, bo po nieboszczce ogniste korale pono leżały w skrzynce, i cienka chusta, i obleczenie różne, a i to pięknie jest za posesyanta wyjść i stelmaszką zostać. Lata też podobno ów wdowiec miał, dzieci by może tak gęsto nie obsiadły, za innemiby po stronach nie poglądał, spokójby w domu był... Jedno tylko uciążenie w tem się znalazło: nie można było teraz parobka do chałupy brać, boby wszystko popsuł. Wiadomo, choć i kulawy, jak młody, to tam nie bez tego, żeby ludzie nie gadali tak i tak, a stelmach był strasznie takich mów bojący, i synowie-by się też tego, jak smoła, czepili.
Tak więc mógł Stacho tymczasem spokojny być, choć się ani domyślał, czemu ten spokój zawdzięcza. Ani on, ani Chrząst nawet, co też oko otwarte na one pięć morgów trzymał. Kowalka, która sobie różnie radziła przez całe swoje życie, i wtem od innych bab mędrszy rozum miała, że jak co, to pary nie puściła z gęby. Jakby nie było. Już jeśliby kto co poznać miał, to prędzej po Szafarzowej, nie po niej.
Wdowa istotnie chodziła jak struta. Tu roboty pełne ręce; tu i chłopczyska było jej żal, bo się to aby, jak ta trzcina, chwiało, tu i ten stan wdowień-