Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

po co z bata hukał, kota za ogon przez izbę przeciągał, i śmiał się przykrym, do łkania, lub pisku ptaka podobnym śmiechem.
Pewnego dnia w Świątki, tak go ta chętka sparła, że między chłopaków skoczywszy, mocować się z nimi zaczął. Na krótko wszakże było tej uciechy, bo go zaraz Wicek gajowego, choć nie szczególniej mocny, zmógł, o ziemię cisnął, kolanami nasiadł, zaczem mu też i insi niewczesnego towarzysza okładać pomogli. Zgnieciony, zziajany, ledwo się Stach wyrwał z tej łaźni, a wyrwawszy się, za piersi chwycił i zaraz krwią chrząknął.
Nie próbował już potem zabawy takiej, zdaleka tylko przypatrując się chłopakom, jak grali to «w kręga,» to «w Tatara,» to «w dęba;» podbiegł czasem do nich, przyhuknął któremu na ochotę, ale wnet odstępował, jakby zawstydzony, i zgarbiwszy się po swojemu, ręce w rękawy zasadzał i oczyma tylko pochłaniał rączość i wesołość rówieśników. Ale ta rączość i ta wesołość w gorycz mu się obracały jakąś; postał, postał, poczem głowę spuszczał i odchodził zwolna. Jużto tej wiosny nie użył Stacho wcale. Za gniazdami się po drzewach nie drapał, jaj czajczych w czapkę nie wybierał, trzmielów po łąkach nie kopał, maików po strudze nie puszczał, pukawek z trzciny nie robił, tataraku na piszczki nie dłubał.
Jedyną jego uciechą była fujarka, którą sobie za pierwszej miazgi wykręciwszy, w cebrzyku przez dzień moczył, a wieczorem na progu chaty siadłszy, przygrywał na niej. Szczególniej kiedy miesiąc na