Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.



Padam do nóżek pani...
— O, panna Florentyna!
— Ciii... proszę pani, cii!... Bo to właśnie stróż z naszej kamienicy tam stoi...
— Więc cóż?...
— Co tam, proszę pani, ma kto wiedzieć, że ja panna!
— A cóż to szkodzi?
— Ee... Zawsze jakoś! Co tam ludziom po tem!
— No, ale stróż i tak najlepiej wie z meldunku.
— A, nie, nie wie! Właśnie, że nie wie!
Zniżyła trochę głos:
— Ja się tu za wdowę podałam,
— W imię Ojca i Syna! A to po co?
— Zawsze jakoś, proszę pani, porządniej! Panna, to tam sobie taka hołota różnie tłómaczy, tak i tak;