Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

— Coby się tam miała zacinać! — łagodziła stara. — A może się i zdrzemnęła, chudziątko!..
Podeszła do łózka i pierzyny targnęła.
— Krysta! Paweł na wiatrak jedzie!
— A niech jedzie! — przemówiła chora, nie odwracając głowy.
— A toć się przecie spojrzyj na niego, kiedy już tak Pan Jezus dał... Przecie nie wilk!
Krysta milczała.
— Dajcie spokój, gospodyni! — odezwał się parobek ponuro. — Komu ja nie wilk, a jej i wilk może! Już ona nie od dziś patrzeć na mnie nie chce! Dajcie spokój! Niech ta!..
Poszedł w kąt i worka szukać zaczął.
Karbowiaczka zaturbowana od łóżka nie odchodziła. Ten chłop, do roboty mocny, który na wszystko dobrą głowę miał, a o zapłatę nie wołał, zasługiwał, bądź jak bądź, na jej względy. Chciała mu życzliwe serce pokazać, zjednać go, załagodzić. A toć tylko patrzeć, jak on tu ze wszystkiem gospodarzem będzie... Toć już i teraz zięć jakby...
Sięgnęła do poduszczyny i rozwiązała ją w nogach łóżka, na którem leżała Krysta.
— A pójdzi ino Paweł! — zawołała, — a obacz syna! Jak rzepa dzieciak! Ktoby powiedział: już tydzień ma, a temu trzy dni ledwie! O, jak mi to palec ścisnął! Jaki to rak mocny! Przypatrzcie się, moi ludzie, jak to trzyma, jak się to rozpatruje! A bodaj że cię Pan Jezus chował!