Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakże, Krysta? — zapytał wreszcie. — Będziesz mnie chciała?
Milczała. Do łóżka podszedł i chciał pogładzić jej rozrzucone włosy.
Szarpnęła się i zastawiła ręką.
— Idź! Idź! — krzyknęła popędliwie. — Idź!...
— A cóże ty, Krzysia? — zapytał chłop miękkim głosem. — Cóże ty taka zła na mnie?... Przecie ty dobra na mnie była?... Jakże?...
— Byłam, to byłam! A teraz nie! Na wiatrak miałeś jechać!...
Złość się w chłopie zaczęła gotować, więc się nagle sprostował, popatrzał ponuro w ziemię, potem się plecami na izbę obrócił i do okienka podszedł.
— Jak jechać, to jechać! — odezwał się, pomilczawszy. — A to i miesiąc już nad stodołę wylazł. Brrr!... — dodał, otrząsając się z jakiejś wewnętrznej goryczy, z jakiegoś wewnętrznego zimna.
Starej Karbowiaczce przypomniało się nagle, że ten parobek, niewołający o zapłatę, kożucha nie ma.
Opuściła tedy fartuch, i wytrzeszczyła zaczerwienione oczy na Pawła.
— To jakże ty, Pawełek, bez kożucha na ten wiatrak?
— A w lejbiku! — odparł chłop pochmurnie. I on przypomniał sobie, że darmo robi, że grosza nie widzi, ot tyle jego, co poje. Więc w nim coraz bardziej kipiało.
Stara parzyła zafrasowana to na córkę, to na pa-