Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

ten celował. Kiedy się na nożynach rozstawił, bokiem nieco zwrócił, kij ujął, i obganiając się to na lewo, to na prawo, w cel godził, czy w psią budę, czy krzak jałowcu, czy w grochowe tyczki, reprezentujące nieprzyjacielską potencyę — tak mu to wszystko składnie szło, jakby się w szermierstwie owem od pieluch był ćwiczył.
Patrzył dziad na to nieufnie, niechętnie, umyślnie w stronę odwracając głowę.
— Ależ to istny żuaw, ten chłopak! — wykrzykiwał gospodarz z podziwem.
— Ot, szwabskie małpiarstwo i tyle! Czy to składność żołnierza robi? To dusza go robi, mości dobrodzieju, dusza!
Raz tylko, kiedy po walnej wygranej Niemczaki na kiju uwiązali chustkę, i z tryumfem mimo ganku idąc, wznieśli okrzyk zwycięztwa, jakiego dziad świeżo domowych chłopców wyuczył, stary pan otworzył usta, brwi podniósł, przechylił głowę, słuchał, a potem zcicha:
— A kto ich wie? A może!...
Po dawnemu ich wszakże zdaleka od «Instrukcyi» trzymał.
Jakoś gospodarzowi markotno to było. Więc kiedy wypadł objazd dalszego folwarku, a konia mu przed ganek, po takiej właśnie «Instrukcyi» podano, spojrzał na starszego z chłopców, i kładąc nogę w strzemię, krzyknął:
— Niemczak? Chcesz się konno przejechać?
Skoczył chłopak jak iskra, gospodarz go przed sie-