Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

czysty i tak utarty, jak najlepsza sanna; dość było puścić w ruch słowa, żeby same poszły.
— Drobne przestępstwa — mówił — jak drobne szczepy. Z drobnych szczepów wyrastają drzewa, a z drobnych przestępstw zbrodnie. Cóż to jest przestępstwo małe, a co jest przestępstwo wielkie? W zasadzie jest to zawsze toż samo targnięcie się na prawo, ten sam zamach na porządek społeczny. Gdyby sprawiedliwość częściej wypalała najpierwszy zaród winy, trąd zła nie ogarniałby mas całych z tak fatalną i niepowściągnioną siłą. Przestępca wczas ukarany, to często ocalony człowiek; ale zapóźno jest sięgać po głowę naznaczoną haniebnem piętnem win niezmytych i niepowetowanych.
Zawiesił głos i wypoczywał, sapiąc zlekka. Właściwie, mógł albo skończyć na tem, albo mówić dalej. Miał drogę otwartą naoścież i w tę i w tę stronę. Przez chwilę zdawało się nawet, że skończy; sam może przelotnie myślał o tem. Jako łagodny, dobroduszny człowiek, nie lubił on tych wszystkich apostrof do sprawiedliwości, które każdą prokuratorską mowę kończą obowiązkowo niejako. Miękkie miał serce wogóle, a co już w tym wypadku, to mu się, rzekłszy prawdę, i nie chciało nawet występować cum apparato belli; poprostu, cała sprawa nie była tego warta. Pomyśleć tylko: trzy sery i osełka masła.
— Boże ty mój! To-że nasz brat, z rzodkwią na śniadanie, radęby temu, duszeczka, dał!
Ale pan obrońca, który już pod koniec mowy prokuratora niepokoić się zaczął, rzucał teraz na odpo-