Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

tyką, a panowie przysięgli zyskają niewątpliwie wszechstronniejszy pogląd na sprawę z punktu, pominiętego w pierwiastkowem śledztwie, z godnym pożałowania pośpiechem.
Tu urwał i nagłym błyskiem zmrużonych oczu uderzył z dołu w inkwirenta, który w tej chwili zachłysnął się i poczerwieniał, jakgdyby chwycony za gardło.
To przymówienie się adwokata, nie będące niemal właściwą obroną, a grożące rozwleczeniem sprawy nad zakres czasu, w jakim zamierzano ją ukończyć, nie mogło się, rzecz prosta, podobać nikomu.
Pierwszy woźny objawił niezadowolenie swoje, wzruszając ramionami, parskając zcicha w saperskie, przystrzyżone wąsy; wszakże uspokoił się natychmiast, a zagłębiwszy dwa palce w tabakierkę, usiłował ograniczyć swoje poruszenia do jak najmniej widocznych zbliżeń między tabaką a nosem.
Właściwie, co mu było złego siedzieć tak i słuchać? Co innego, gdyby stał przy drzwiach: wtedy, oczywiście, należałby do opozycyi.
Tymczasem za stołem ten i ów poruszył się w fotelu w sposób nie pozostawiający żadnej wątpliwości, że wystąpienie pana obrońcy potępia i wprost je uważa za niewczesne drwiny.
Zkąd znów taka nowa jurysprudencya, żeby oskarżonych, przed ostatniem przemówieniem się, do wyjaśnień w toku rozpraw wzywać? Czy nie jest to samowolność niczem nieuzasadniona? Gonienie za pustym efektem? za oryginalnością?