Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

ło widnem. Rozwinął teraz przed nimi mówca merita sprawy krótką, frontową linią. Zdziwili się panowie przysięgli jej jednolitości i sile. Zaledwie jednak mieli czas objąć ją należycie wzrokiem, kiedy nagle rozdzieliła się w ich oczach, a z poza niej wysunęło się prawe i lewe skrzydło: kradzież prosta i kradzież z włamaniem. Natychmiast z jednego i z drugiego flanku zaczęły błyskać ostrza; cięcia krótkie, sprawne, mistrzowskie, któremi panowie przysięgli olśnieni byli i oczarowani. Były to jednocześnie błyskawice i ciosy: uderzały i oświecały jak miecz i jak piorun.
Teorya kradzieży prostej stała teraz jak mur: teorya kradzieży z włamaniem jak szyk nieprzemożony. Rozdzieliła je przestrzeń zrazu niewielka, potem rosnąca i zagłębiająca się z każdem słowem mówcy. Było to najpierw wyżłobienie, potem fossa, potem nieprzebyta otchłań.
Zdumieli się panowie sędziowie, że mogli łączyć kiedykolwiek te, tak dalekie od siebie, tak różne i tak wielką przepaścią rozdzielone rzeczy. Ale mówca nie pozostawił ich długo pod wpływem tego jednego widoku. Przemówił, zrobił mały, nieznaczny ruch ręką, i każde z obu skrzydeł rozpadło się raz jeszcze, tworząc regularny czworobok. Tak kradzież prosta, jak kradzież z włamaniem, mogła być spełnioną pojedyńczo, albo i zbiorowo. Teorya stowarzyszeń przestępnych, jedna z najświetniejszych tez prawa karnego, jakich mistrzowskiem przedsta-