Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.

Ile razy spojrzę na «Listy Dygasińskiego z Brazylji», a pomyślę, jaką to on przeszedł biedę, nim się z ludźmi tamtejszemi porozumieć zdołał, tyle razy żałuję, że zamiast udawać się do konsulów, do dziennikarzy, do inspektorów i do hrabiów, nie udał się Dygasiński prosto do Marjanny.
Marjanna byłaby dla niego nieoszacowanym skarbem. Objaśniłaby go najakuratniej o wszystkiem: co? jak? a nadto, wyprowadziłaby go z wszelkich językowych trudności.
Trudności te nie sprawiały Marjannie nigdy żadnego kłopotu: poprostu nie istniały dla niej.
Kiedy pani jej, zaraz po przybyciu, posłała ją do wspólnej hotelowej pralni, oddanej do użytku gości, którzy, mając własną służbę, sami chcieli zajmować się praniem swej bielizny, po portugalsku «ropa», a właścicielka przyszła objaśnić o czasie i kolei pra-