Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Zgotowałam matce herbaty, podałam jej ten kawałek pieczeni, com przyniosła z szycia; wzięła bułkę, rozłamała, je... — Dobra pieczeń! — mówi. — Jak to, proszę pani, dziecko! Ale podnosi głowę, patrzy na mnie i pyta:
— A ty, córko, nie jesz?
— Nie, mamo! Nie głodnam — mówię. Ani już nie powiedziałam, że mnie dość nakarmiła żółcią. Musiała jednak pomiarkować, bo też przestała jeść, choć tam tego niewiele było.
Ciężko mi ta noc przeszła, proszę pani, a i matce też widać nie letko, bo słyszałam, jak się z boku na bok przewraca i wzdycha.
— Czemu mama nie śpi? — pytam.
— Śpię, córko! — mówi. — A ja precz słyszę, że nie. Tak wstałam, otuliłam ją swojem okryciem, ucałowałam i mówię niby to żartem:
— Spać, dziecko, spać!
A matka, jak nie chwyci moją rękę, jak ją sobie nie przyciśnie do piersi, do oczu, a tu jej tylko łzy przez palce moje, jak te ziarna lecą...
Takeśmy się obie popłakały, przytuliły do siebie, i tak już tam do rana dospałam.
Z wielką niespokojnością wracałam nazajutrz do domu, ale że wszystko dobrze było na tę chwilę. Tylko matka wydała mi się jakaś posępna, smutna, bez humoru. Co ja widząc, siadłam przy niej i zaczęłam jej powiadać to owo, co tam u państwa naczelników głośno przy herbacie czytali, o książkach, o obrazach, o inszych krajach. A matka nic. Podparła się, słu-