Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/319

Ta strona została uwierzytelniona.

wają szybki, sumaryczny przegląd kancelaryi. Zapytuje się wreszcie, czy całe więzienie chcesz zwiedzić. Odpowiadasz skromnie, że zastosujesz się do woli i czasu pana Nadzorcy. W tej chwili oczy jego uspakajają się nieco, wolniej oddycha, głos ma równiejszy, ruchy nie tak nerwowe.
Naturalnie, któżby się trudził zwiedzaniem wszystkiego! On sam ci pokaże co jest najciekawsze. Wyda tylko pewne dyspozycye. Od chwili, gdy zaczął mówić, słyszysz ociężałe kroki w korytarzu. Odgłos ten irytuje Wielmożnego widocznie. Marszczy czoło, uśmiechając się do ciebie i rzuca w stronę korytarza skośne, urwane spojrzenia, mówiąc głośniej, niż tego wymaga potrzeba. Wybiega wreszcie, nie przerywając rozmowy aż do chwili naciśnięcia klamki, przyczem śmieje się krótkim, przymuszonym śmiechem.
Na progu ogląda się jeszcze. Znać, że radby się rozdwoić: i tu zostać i tam być koniecznie. Wychodzi nareszcie, a ty zostajesz sam.
Jeśli jesteś nowicyuszem w obserwacyi, przyglądasz się wielkim księgom, rozłożonym na zielonem suknie długiego stołu, szafom zapełnionym papierami, plikom aktów po kątach rzuconym i wspaniałemu przyciskowi, który leży na najwidoczniejszem miejscu. Zatrzymujesz wreszcie wzrok na czarnym krucyfiksie i Chrystusie z kości słoniowej, i jakieś błogie ciepło napełnia ci piersi.
Jeżeli zaś nowicyuszem nie jesteś, lub jeśli oczy twoje instynktem widzą, gdzie w takich biurach iść i czego szukać, to przedewszystkiem patrzysz na wy-