Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.

wieźli, tak my ją zamknęli pod czternasty... Tam gdzie Walera proszę łaski pani...
— Wiem, wiem.
— Jak my ją pod czternasty zamknęli, tak jej się zara w głowie zaczęło psuć, że ino ciągle chodziła, rękami wymachiwała i cości gadała a gadała, ale po jakiemu, to nikt nie mógł wiedzieć. Bez to my ją i Dziką przezwali, że to i takiej czarniawej urody była przytem... To znów jak na nią przypadło, to się cięgiem śmiała. Cha, cha, cha! i cha, cha, cha! Aż się bywało tak zmorduje, że się o ziemię, jak drewno, ciśnie i targa się za włosy i płacze tak, że aż się człowiekowi coś dzieje słuchając. A włosy, proszę łaski pani to ma takie, że choć z nich bicze kręć na cztery konie... To jak ona tak śmieje się i płacze, to jedna i druga do niej z pięścią... A nie będziesz ty cicho, ty taka, ty owaka! Buch ją raz w kark, buch ją drugi raz. Ano dobrze! To taki nieraz proszę łaski pani wrzask był w korytarzu, że zwyciężyć nie było można... Aż też ją Wielmożny tu przesadził i tak tera siedzi.
— Tu? pod tym numerem?
— A tu... Tera ją fotegrafowali, co jej fotegrafiją mają posyłać do tamtych tam krajów, coby się kto do niej nie przyznał, rodzice, albo kto... Bo to młode, z osiemnaście lat temu, nie więcej.
— I wy tam do niej chodzicie?
— A chodzę. Co nie mam chodzić? Ino, że się z nią nijakiego rozmówienia niema. Jak tam nieraz