Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/335

Ta strona została uwierzytelniona.

sze, aż się rozpłynęło w westchnienia. Zmrok zapadł już zupełnie, kiedy «Dzika» głęboko zasnęła.
Wtedy jej głowę złożyłam na poduszce, otuliłam ją kołdrą i wyszłam cicho na palcach. Nieopodal odedrzwi stał Jakób. Spojrzał na mnie, pokiwał głową i zmrużywszy lewe oko, zażył niuch tabaki.