Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/341

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdawać się mogło, iż wywodów Osmólca przez roztargnienie tylko słucha, a myśl ma zajętą innemi, stokroć ważniejszemi sprawami.
I ta kancelaryjna taktyka obcą mi nie była. Wyznać nawet muszę, że przynosiła ona pewne, dość znaczne korzyści, a mianowicie: pozwalała wyświetlić się sprawie bez nakładu osobistego badania, pomiędzy możliwemi zarzutami, możliwość zaś taką zawsze przewidywać należało, a władzą stawiała mur ochronny, niejednokrotnie dla powagi tejże władzy konieczny; wreszcie bagatelizowało, że tak powiem, sprawę samą w oczach osób trzecich, wypadkowemi i niepożądanemi świadkami jej będących.
Najkomiczniejszem było to, że każdy z aktorów tego przedstawienia znał doskonale role wszystkich innych i że pomimo to sztuka ta odgrywała się z całą powagą, należną wielkiemu zielonemu stołowi, urzędowo żółtym ścianom, zapylonym stosom papierów, oraz innym akcesoryom biurowym.
— A po drugie — mówił dalej Osmólec — człowiek trzeci raz już tu, chwalić Boga, siedzi, to wie co do czego jest przynależące. Co złodziejstwo, to złodziejstwo, a co zbójnictwo, to zbójnictwo! W jednym insza polityka, a w drugiem insza polityka. «Kużdy» ma swój hunor! I pan strażnik ma swój hunor, i Wielmożny Nadzorca ma swój hunor, i ja mam swój hunor. Kiedym ukradł, tom ukradł, to swoja rzecz, to mi nie pierwsze! A z takim zbójem świętokrzyzkim graniczyć mi nie potrza! Pan strażnik dobrze wtedy na trzeci bok się wywróci, kiedy Onufer, jak zapomniały