Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

czyna a za kołdrę chustka. Ale że na sofce było jeszcze twardziej i krótko, więc mi matczysko chciało już łóżka ustąpić. Tak wstałam, pocałowałam ją w rękę i mówię:
— Dziękuję, mamo kochana! Ja już tutaj!... Zawinęłam się, odziałam rzeczami, com je z siebie zdjęła a zaraz też febra zaczęła mnie trząść...
Trzeciego dnia dopiero poszłam do szycia, a i to ledwo. Na nic zasłabłam. A choć to febra głupstwo, takem zeżółkła jak wosk.
Zlękła mi się pani naczelnikowa i mówi:
— Niechno panna Florentyna kawę wypije, odpocznie i do domu wraca. Bardzo źle panna Florentyna wygląda! I jutro proszę nie przychodzić, tylko dobrze wypocząć!
Buchnęły, proszę pani, ognie na mnie, bo jutro się kończył tydzień i pieniądze miałam dostać...
Ale nic nie mówię. Przecież sama musiała jakoś pani naczelnikowa zmiarkować, bo powiada: «A może pannie Florentynie pieniędzy pilno trzeba?» A wtem, jak ona to powiada, wchodzi młodsza od kawy ze stołu zbierać i słucha... Miałam ja, proszę pani, przy słudze mówić, że grosza przy duszy nie mam? że mi do tych paru złotych tak pilno?
— Nie! — mówię. Nie jest mi potrzeba. To już w poniedziałek, jak przyjdę.
Wyszłam i wprost do fanciarki. Miałam żakiet porządny, ale nie mogłam zastawić, bo jakżebym do domu wracała? Więc tylko chustkę włóczkową, com ją na rękę zarzuciła, od przypadku, fanciarka wzięła