Strona:Maria Konopnicka - Szczęśliwy światek.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Potem będą mazurki
— Właśnie robi je mama —
A rodzynki, migdały,
Obierałam ja sama!

Zrana przyjdzie ksiądz Proboszcz,
I poświęci stół cały,
Domek także pokropi,
By się dzieci chowały.


Gdzie tam padnie, to padnie,
Po okienku, po ścianie...
Ej, zobaczysz, Stasieńku,
I tobie się dostanie!

Tak się zrobi wesoło,
Tak słoneczko zaświeci —
Ach, już niema, powiadam,
Jak Wielkanoc dla dzieci!




Parasol.


Wuj parasol sobie sprawił.
Ledwo w kątku go postawił,
Zaraz Julka, mały Janek,
Cap za niego, smyk na ganek,
Z ganku w ogród, i przez pola
Het, używać parasola!

Idą pełni animuszu:
Janek, zamiast w kapeluszu,
W barankowej ojca czapce,
Julka w czepku po prababce,
Do wiatraka pana Mola!
A wuj szuka parasola.

Już w ogrodzie żabka mała,
Z pod krzaczka ich przestrzegała:
— Deszcz, deszcz idzie! Deszcz, deszcz leci!
Więc do domu wracać, dzieci!
Mała żabka, ta na czasie
Jak ekonom stary zna się,
I jak krzyknie: deszcz! — to hola!
Trza tęgiego parasola!