Ogromny pieszczoch z tego pudla, na samych łakotkach chowany. Frankowi już psota przyszła do głowy: próbuje ręką dostać i w ogon go uszczypnąć, ale za wysoko. W tem nawija się kot maglarki. Ten kot także jest faworytem i także tak samo prawie tłusty, jak pudel panny Gertrudy! Postrzegłszy kota, stróżak chwyta go za przednie łapy, buja przez chwilę dla lepszego rozmachu, poczem bęc kotem o pudla. Naraz powstał wrzask i pisk, że opowiedzieć trudno! Kot był pewny, że to pudel go napadł, bronił się tedy zębami i pazurami. Pudel rozumiał, że to kocia sprawka, a nie mogąc napastnikowi dać rady, wrzeszczał w niebogłosy. Wkrótce ukazały się w oknach właścicielki bijących się ulubieńców. Panna Gertruda chwyciła kota za kark i przyłożyła mu parę klapsów:
— A masz! A masz!...
— Proszę nie bić mego kota! wołała maglarka. Proszę go zaraz puścić!
— A, to pani kot?... Dobrze że wiem! Pieska mego w mieszkaniu mojem napadł! Może jest wściekły!...
— Co?... mój kot wściekły? To chyba ten szkaradny pudel pani jest wściekły!
— Mój pudel szkaradny?... Jak pani może tak się o moim Filonku wyrażać?
I zaczynały się wymówki, a Franek aż się tarza ze śmiechu. Taki był ten chłopak złośliwy i psotny!
Na wołowej skórze nie spisałby wszystkich jego sprawek. Ojciec, jak ojciec, mało w domu siedział, to wodę nosił, to ulicę zamiatał, to śnieg wygarniał, niewiele mógł wdawać się w te rzeczy. Ale co ta matka przeszła z tym chłopakiem, to strach! Kochał ją, bo kochał, ale cóż, kiedy jednej chwili nie usiedział spokojnie! Dnia nie było, żeby piekła jakiego nie zrobił. A jak ubranie darł! Nastarczyć mu nie można było Ledwo mu matczysko uszyło koszulinę, albo i kurteczkę, już z niej w tydzień szmaty!
— A czy się też pali na tobie, chłopcze! — wołała matka, załamując