Strona:Maria Konopnicka - Szczęśliwy światek.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mamuchno złota! Mamuchno jedyna! On taki biedny! Taki mały! Tak tam piszczy jak ten wróbelek!
Matka broniła się, jak mogła.
— Daj mi ty spokój i z twoim Karolkiem! Dość ja z tobą jednym mam biedy! Franek się wyprostował, zabłysły mu oczy.
— Mamo! — zawołał, bijąc się kułakiem w podartą kamizelczynę — słowo honoru mamie daję, że jak mama Karolka weźmie, to ja się poprawię. No, już ja mamie powiadam! Ma mama moje słowo! Jak ja się nie poprawię — tom kiep! —
— Jeszcze się w piersi bił, kiedy wszedł ojciec i postawiwszy w kącie miotłę, rzekł:
— A wiesz, matka, że jabym tego tam bąka, tę sierotę ze suteryny wziął...
A Franek buch ojcu do nóg.
— Tatuńciu złocisty! Tatuńciu serdeczny, jedyny!...
— A tobie co, chłopaku? pyta ojciec.
Ale Franka już w stancyi nie było. Jak iskra prysnął do suteryn, dzieciaka na ręce porwał i do stancyi przyniósł.
Od tego dnia trudno było poznać, co się ze stróżakiem stało. Jeszcze szaro, on już się zrywa patrzeć, czy Karolek okryty, a jeżeli śpi, to czy mu nie zimno. Da matka śniadanie albo obiad, to go nie tknie sam, póki nie nakarmi Karolka. To myje chłopaczynę, to go czesze, to go piastuje, huśta, piosneczki mu śpiewa, to go chodzić uczy, to siądzie z nim sobie pod słońce na progu i opowiada mu Bóg wie co, to mu latawca z deszczułek i papieru klei...
Matka aż w głowę zachodzi.
— Moja kumo! — mówi do sąsiadki — ten chłopak, to jakby mi go kto przemienił, taki teraz spokojny, taki dobry!
— A kuma:
— Ej! Nie dowierzać! Nie dowierzać! Niedługo to tego będzie!
A nie prawda! czas mijał, a stróżak jakby nie ten, jakby go miodem smarował, taki posłuszny, taki uległy, taki cichy.
Dziwią się wszyscy w domu, aż głowami kręcą.
Nikt już szyb po sieniach nie wybija, nikt nie dudni piętami po schodach, konewkę gdzie postawią, tam dostoi, kot z pudlem nawet już się nie biją. Aż miło! A matka tylko ręce składa, a Bogu dziękuje.