Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

I urodzą się, i rozśpiewają owe »Wiośnianki«, owe prześwieże »Allegra«, o niebywałych rytmach, przygrywkach, przyśpiewkach, podszeptywanych przez tańczące »po młodziku« rusałki, które płoszyć go będą, jak słowika, w niespane, krótkie noce wiosenne, do miłości, do pieśni, do lotu.
Urodzi się ta poezya majowego ranka, ta niefrasobliwa pieśń swobody i radości życia, jakiej przedtem nie bywało u nas.
I zatęczują w niej mocne blaski i kolory wiosny, i rozwinie się do pełni kwiat nowy, bujny, prawie że egzotyczny, przez swoją zupełną inszość od naszego kwiecia. I nagle, bez żadnego hasła i obwołania, bez żadnej teoryi, bez żadnego sporu, bez opowiedzenia się pierwszym strażom poetyckich obozów, zapachną, zakraśnieją te wonne, te młode i szumne pieśni, ani się troszcząc, jak przyjęte będą.
Z jakąś naiwną samowolą, z jakiemś rozigraniem dziecięcem, zaścielą, zakwiecą ziemię, jak barwinek, umają, jak ruta, i uczynią sobą w naszej poezyi ogromnie żywą wiosnę.
A nie będą to pieśni miłosne, ale w naj-