żądania swobody, całego pędu i polotu ku niej.
Pieśń majowa wyśpiewana, czara wiosennych upojeń dopita. Inne żary chcą być ugaszone, inny ton życia chce głosu.
Więc kiedy słońce się wzbiło, a rusałczane, mgliste rąbki opadły nad Rosią, Rasawą, oczarowany widzi, że poza kwietnym ługiem i poza konwaliowym brzegiem jest jeszcze jakiś świat inny, szeroki, daleki i zgoła nieznany dotąd. Czuje, że pierścień czarów i uroków pęka, rozmyka się u jego piersi, że mu nad słodkie więzy rąk Zoryny milsza jest dzika i junacza wola. On już nie wzdycha, nie przemyśla nad tem.
»Żeby coś widzieć, coś wiedzieć można«.
Widział już. Już wie, co chciał wiedzieć. Przelatał — latawiec śpiewny — zaczarowane kraje dziwów i zachwytów.
»Sokół, chart i koń« nęcą go teraz więcej, niż podpatrywanie pomiesięcznych, wietrzanych tanecznic. Żywioł fantastyczności pierzcha przed butną fantazyą szumnej, młodej siły.