którym hetman Kosiński w cwał leci do pułków, do żony, aż echa grają od Piatyhor i od Pawołoczy.
Rytm jej, to plusk czajek kozackich na Dnieprze; to bicie wioseł w zmącone wody Limanu; to szum i huk walącej w pianach Taśminy, w którą junaki skaczą wpław i do Wyhowskiego, atamana, śpieszą. To grzmiące echa okrzyków od Chortycy do Tawani:
»Niechaj żyje, niech hetmani, Konaszewicz, nasz koszowy!«
To znów nadewszystko ów junaczy a śmiertelny wybuch głosów: »Ura — ho!.. Ura — ho!..«, który, gdy zagrzmi, blednie i drży Synopa, a nad Bosforem pożarne łuny się palą...
Wrzawa bojowa, huk, szczęk jest w tym rytmie. Jest w nim pęd, polot wichrowy. Jest rozpętanie srogości i swawoli; świszczący oddech zwartych z sobą zapaśników, trzask gruchotanych kości, jęk pobitych i okrzyk zwycięzców. Jest muzyka życia i śmierci, na samem zwarciu się ich z sobą, na samym ich przełomie chwycona.
Dopiero kiedy Synopa ugaśnie, a Galata zdeptaną zostanie, kiedy Bosfor zapieni się