I »toczy się wóz« i «zrywa oczy« posępnym przepychem śmierci.
Stepowe woły go ciągną wyprzężone z jarzem; stepowe burzany, makatami nakryte, go ścielą. A nad wozem orzeł kracze, a za wozem idzie koń-sierota, koń hetmański, który »rży smutnie, wie po kim«.
I ciągną tak mary krajem szerokim, pełnym mogił, smętnym. A za marami step idzie bezkresny, mglisty, posępny. I lud idzie szeroką ławą, nie chcący się ostawać bez bohatera swego, idzie Ukraina cała w swoich jesiennych sadach i lewadach.
A między ludem pogwary, poszepty, zalewane westchnieniami, rwane jękiem, zawodzące, żałosne, prześpiewne.
I rosną poszepty i pogwary ludu w jakąś opowieść, skandowaną wichrem i szumem stepowym, na przedziwne spadki. Rosną w jakieś epickie rozpamiętywanie sławy i żywota Bohatera-Lacha, w jakiś homeryczny, rodzący się wprost z piersi, wprost z momentu, Rapsod o bojach hetmańskich, o hetmańskiej sławie.
Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/130
Ta strona została skorygowana.