I stają mary na mogile »co kilkoro staj«. I lud ciągnie za marami, »i modli się kraj«.
Aż zaniósł się step, zakipiał, zahuczał potężną falą rozciągłych, czystych, męskich, lejących się tonów.
I śpiewa step ukrainny bohatera swego.
— Hej, latał on, sokół siwy, w samo słońce chwały! — Hej żył on z kozaczą wierną i żywot z nią przeżył!
Przepyszny rytm pieśni bije orlem i sokolem skrzydłem w chmurne, wietrzne niebo nadstepowe. Spiż jest w tym rytmie. Dzwon śmierci i dzwon sławy w nim bije.
Dzwon śmierci i dzwon sławy biją zgodnie, razem, bo śmierć i sława chodzą za bohaterem na każdy czas, jak cień i jak światło. I huczy Dniepr, i szumi step, i śpiewa Ukraina atamana swego...
Rytm się pogłębia, wznosi, oczyszcza, mężnieje. Opadają z niego miary dawnych, znanych pieśni. Pękły na jego kryształowem jądrze; złuskały się na niem, jak plewa. Żaden ton znany, żadna znana nuta nie dotrwała mu w sile rosnącego pędu. Wszystkie zostały za nim, daleko, przy ziemi.
Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/131
Ta strona została skorygowana.