Taką Dumą jest pieśń, śpiewana z »Mogiły Sawor«, o Daszku, pierwszym hetmanie Ukrainy, to »Downarowski w jassyrze«, ta śliczna wizya swobody, marzona w kajdanach niewoli; to »Pożegnanie«, słane do króla Władysława od skazanego na gardło Sulimy; to »Zozulicz« ze swoją nutą rozciągłą, stepową; to pieśń »o Iwonim«, wdowim synu Laszki-orlicy; pieśń, którą marsowe kozactwo Zaporoża usypia hetmańską »detynę-sierotę«; to »Wyprawa Chocimska«, o żołnierskim, twardym rytmie, w takt którego:
Idą Lachy trzema szlachy,
A kozaki czterma walą...
To jeszcze duma o Konaszewiczu Sahajdacznym i Koszowym; to »Teligoła«, w której błyskom harmat Tekelego odbłyskują w gołe szable pan Czepicha i pan Hołowaty; to może jeszcze po części »Damian Wiśniowiecki«.
Otóż we wszystkich tych Dumach stoi poeta na stanowisku lirnika, śpiewającego gdzieś na mogile stepowej. Jak on, śpiewa w nich