Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

A potem, ta beznadziejność ziem obcych! »Straszne uczucie, że nic tam ani zasiać, ani zaszczepić nie warto!«.
»Na co nam tu sława?« — pyta. A jaka w tem prawda!
Molsheim? Strasburg? »Błękitne dnie, błękitne noce, ale stepu niema«. Ledwie się na Ren zapatrzył, ledwie się w niego zasłuchał, gdy pisze:
»Kąt spokojny, któryśmy długiem staraniem znaleźli, już nas nie zaspakaja i znów wędrować będziemy po cudzych ziemiach, gdzie tak trudno, bo niepodobna zastąpić swojej«.
I oto »zmienia miejsca, widoki, ale zmienia napróżno«.
Do Rzymu jedzie z pośpiechem, z uniesieniem nagłem. Aliści zaledwie się tam znalazł, pyta:
— Co porabiam tu, rzymskim prochem opylony?
I wnet czuje, że z tą Romą nie ma nic wspólnego.

Aventyńska wilczyca próżno kły swe stali,
On plemiennik tych mężów, którzy ją zdeptali.