Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/179

Ta strona została skorygowana.

Owidyusz? Horacy?
To nie dla nas!
»My, wnuki Scytów, Daków«!
Na apijskiej drodze ma widzenie Jana Kochanowskiego, a ze wszystkich arcydzieł zajmuje go tylko twarz konającego Gladyatora, i bystro w nią patrzy, bo mu się zdaje: »brat z zamierzchłych stuleci, co ożył w posągu«.
Paryż? Co z niego ma? Co z niego bierze? W czem się do niego przystosować może?
»Co oni wiedzą?« — mówi o poetach francuskich, bo go gniewała ta »galijska bezrytmowa, bezrymowa dusza.«
W emigracyi widzi »coś tak strasznego, jak w klątwie Bożej«.
»Przepadniem, nie wiedzieć jak«! — mówi.
Tam mu tylko dobrze, gdzie może śpiewać głośno i latać swobodnie.

Przeszedłem świat, a jedna tylko strona miła,
Gdzie mi się pierwsza moja dumka urodziła.

Zresztą »wszystko czużyna«, i nigdzie »nie ma, czego trzeba«.