Ni swojej ziemi, ni swojego nieba,
Ni tego czegoś, czem serce oddycha...
Woła raz wprawdzie Zaleski:
Fonteneblowskie lasy! Moje lasy!
Ale to były te lasy, gdzie obaj z Mickiewiczem brnęli między paprocie i wrzosy, tonąc w przypomnieniach i śpiewając Dumy ojczyste, aż do tchu utraty...
Aż raz, gdy się w dumach owych zapamiętał Bohdan, zatracił, pojrzy — a tu przed nim wzdłuż przestwór siny — step! A w dali pas srebrzysty — Dniepr-ojciec, samotnik stepowy!
I słyszy — Dniepr w skały pluszcze! Więc łzy mu wytrysną kropliste...
A wizye takie powtarzają się, przychodzą na jawie, przychodzą we śnie, a tak wyraźliwe, że je poeta ma za objawienia.
Zrywa się z takiego snu z duszą rozmodloną, rozśpiewaną, pada u okna na klęczki, i modli się, i dziękuje Bogu a potem pisze: