Ale i plastyka Bohdana ma w sobie coś muzycznego. Ma rytm i ton linii, jaki tylko przyroda sama z dzieł swoich dobywa.
Ton — jest półtonem raczej. Nigdy nie zabrzmi surowem, twardem, bezwzględnem odgraniczeniem się od wielkiej, przepłynnie zharmonizowanej całości.
Linia — określa zjawisko w najwyższym stopniu zmienne, rozlotne, jednochwilowe, ledwo że wzbudzone, a tuż wsiąkające w ogromne tło wiecznego stawania się.
Rytm — nie znajduje sam w sobie skończoności swojej. Domaga się on koniecznie współwzbijania się i współspadania jakiej wielkiej, żywej, ciągle pracującej fali wszechkształtu, wszechbytu, wszechruchu.
Stąd przedziwna miękkość tej plastyki, która wprost nie może utrwalić się i stwardnieć, zalewana ciągle muzycznością własną tak, że o sile jakiegoś rysu nie stanowi u Bohdana uderzenie dłuta, ale — napięcie tonu. A to w takiej mierze, iż postacie jego oglądamy zawsze w pierwszym narzucie gliny, a nigdy w spiżu, i nigdy w marmurze. On je lepi i śpiewa. A gdzie się w śpiewie silniej pierś
Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/19
Ta strona została skorygowana.