Tak się dopełniła w tym Ukraińcu wielka uczuciowa synteza, z owej pierwotnej antytezy zrodzona, która rozwiała się zrazu, rozlatała, rozpyliła w puch kwietny, w rozbrzęk gęślowy, w szum stepu, w pieśniach jego, a teraz oto oddawała nam te pieśni razem z sercem pieśniarza i z jego ostatnią nadzieją.
I tak się wyjaśniły dwa głębokie rysy jego duchowego oblicza: Jak Bogu, — nie przeniewierzył się nigdy ludowi swemu. A Ojczyzna — była naprawdę stanem jego dozgonnym.
Kochał nas — i my go kochamy.
Dla prostoty serca, dla czarodziejstwa pieśni, dla wiary w wielkie, w ogromne dobro miłości bratniej — kochamy go.
Kochamy tego ptaka bożego, który mówił o sobie:
— »Na śpiewanie, latanie w niebo stworzon jestem«,
i który śpiewał nam pieśń słodką wiośnianej otuchy, a lotem wzbity był zawsze nad po-