Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/198

Ta strona została skorygowana.

Mniemam jednak, że ich nie miał. Mniemam, iż instynktownie za naturą własną idąc, wytwarzał w sobie i dokoła siebie atmosferę szlachetnego piękna, które w pieśni jego wyrażało się doskonałą harmonią, a w życiu pogodą i ciszą. Ta jednolitość, ta równomierność zewnętrznego i wewnętrznego świata poety, jest całkiem wyjątkowa. Asnyk nie podlegał rozdźwiękom ducha w stopniu, który innych poetów naszych potępieńcami własnej pieśni czynił.
Anioł, który go opętał, był miłościwym aniołem. Nie szarpał mu żywego serca, nie grzmiał i nie błyskał w nim burzą, nie miotał się wichrem w jego śpiewaczej piersi, nie ciskał nim, jako rozbitkiem o skały życia, nie rozwodził nad głową jego czarnych skrzydeł beznadziejnych mroków, a zanim mu »Sen grobów« ukazał, trzykroć namaścił skroń jego i wargi chryzmatem wiary w wielkie odrodzenie.
Były i w Asnykowej pieśni zgrzyt, jęki i skarga; był krzyk oburzenia i wzgardy, ale nie przeszedł nigdy w zimne szyderstwo, w urąganie ideałom życia. Te zawsze na oł-