Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

szlachy«, tym złocistym, bursztynowym od słonecznej starej chwały; tym koralowym od krwi, co tu wsiąkła niegdyś w ziemię, a teraz w bodziakach odkwita; tym sinym, od zanoszącej się, nieukojonej, bezbrzeżnej zadumy stepowej.
Trzy noce nocuje na mogiłach stepowych, pod wróżebnym blaskiem gwiazd ukrainnych, przytulony piersią do szepczących podmogilnych prochów, zapatrzony w wielki, czerwony, ukrainny księżyc. A nad nim siwy orzeł kracze, a przed nim trzy sokoły lecą, a za nim szum stepowy płynie. Aż dostaje kwiat-cudu, rusałczany kwiat paproci, co wyrósł pod palącem się mistycznemi blaski »Sen-Drzewem«.
A wtedy uczuwa nagle, że mu pióra u barków się łuszczą, widzi wszędzie, słyszy wszędzie, rozumie, co śpiewa kwiat wszelki i zioło.
Bo ten krok za próg futoru, to błąkanie się trzydniowe w stepie, to było wyższe wtajemniczenie poety w ukrainne czary. W takie czary, których dusza dostać nie może przez świat ludzki, pośrednio; po które musi nietylko sama ku przyrodzie żywej iść, ale, ow-