Jeżeli Towiański ma istotnie wysokie posłannictwo do spełnienia, to niech je »znakami poprze«. Chce znaku. Chce widomego objawienia. Chce — a jakie to przedziwnie ludowe! — chce cudu.
Niema cudu, niema wiary. Takie sobie ultimatum stawia. I to nie jakiegoś opowiadanego cudu chce; takiego dostarczałaby mu wstrząsająca opowieść Mickiewicza o uzdrowieniu żony; ale widzianego naocznie, doznanego bezpośrednio, własnemi zmysłami. Jeśli zresztą czyni ustępstwo, to tylko z naoczności i zmysłów, nigdy z bezpośredniości i osobistego przeświadczenia. Narzucić sobie nic nikomu nie da: ale niech ma jakieś wewnętrzne objawienie, jakieś wstrząśnienie, jakieś olśnienie Szawłowe w drodze do Damaszku, jakąś, jak miecz przeszywającą piersi, błyskawicę prawdy, to — zobaczy.
Nie argumentuje, nie dysputuje — czeka. Ma w sobie niemylne czucie własnych dróg duszy i własnego świata duszy. Na niebie Bóg, a na ziemi ksiądz, — oto jej autorytety.
— »Nie wiesz, czy to herezya? — pisze
Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/33
Ta strona została skorygowana.