rodzie, której była biernem odbiciem, Bóg objawia się »jarzeniem« tylko.
Jakoż, ilekroć poeta wbrew tej bierności, temu mimowolnemu jakby przebłyskiwaniu pieśni swojej Bogiem, świadomie o nim śpiewać zamierzy; ilekroć ten wyraz Bóg — (»Na wieki wieków cześć jemu i chwała!«), zamierzy rozłożyć na głoski; tylekroć weźmie ton niższy, »złotą powierzchnię« pieśni swojej przyćmi, tylekroć owo żywiołowe jarzenie się jej Bogiem przygasi.
I nie może być inaczej.
Wielka uczuciowa synteza: Bóg — wyłącza wszelkie rozdrobnienie i na równe składniki żadną miarą rozłożyć się nie da. Natychmiast bowiem i za każdem pokuszeniem o to, na miejsce syntezy, która jest bezpośrednią niemal sprawą ducha, wstępuje analiza, sprawa zmysłów, »gliny«, a na miejsce dynamicznej siły czucia wstępuje siła statyczna — słowo. A tak niema już wybuchu, niema pędu, błysku, gromu, niema rozjęcia skrzydeł przez wszystkie otchłanie i rzucenia się w nieskończoność, niema poezyi — jest wiersz.
Dowodem tego są wszystkie utwory tak
Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/50
Ta strona została skorygowana.