Byłoby właśnie tem, co lud »zachwyceniem« zowie.
Toż samo da się powiedzieć i o tych utworach Bohdana, które krytyk i biograf poety[1] »półreligijnemi« nazywa, dlatego zapewne, że są mniej kościelne od poprzedzających. I one także, lubo przebijają kopułę i nad wieże kościelne wylatują znacznie, do Boga przecież dolecieć nie mają siły.
Jakoż zawsze wzięte są, jak Adam, z ziemi i jak on — ulepione z gliny.
Nie poczynają się z płomienia samorzutnie gorejącej duszy, ale mają swój rodowód ziemski, pewny, wyraźnie i kategorycznie określony; mają swój stan cywilny, zapisany w księdze takich to a takich okoliczności, miejsca i czasu, takich to a takich pobudzeń zewnętrznych. Słowem, wszędzie pokazują przyczynowy związek między momentem a utworem, to znaczy: pokazują mechanizm poruszający duszą, ale nie wyjaśniają i nie udzielają natchnienia.
Najlepsze jeszcze w tych »religijnych«
- ↑ St. Zdziarski.