Bohdan Zaleski coś nie coś z głębin tych przeczuwa.
Wie nawet niewątpliwie, iż jest jakaś »okolica nocna bytu naszego, pełna cudów i tajemnic, skąd dzieje ludzkie i dzieje człowieka, niby od systemu słonecznego Ducha, jak mnogie koła przecinają się od wielkiej średnicy«[1]. Owszem, wyznaje, że ile »dusz czystych, rzewnych zaznał w życiu, każda biegała ostrzem w te mroczne strony«[2].
Sam nawet Krzyż wydaje mu się senną tajemnicą wieków. To też zamierzał odrazu dać poematowi swemu tło »mistyczne, nieco niewyraźne«[3]. Nie dlatego, aby uznawał konieczny, organiczny związek między tłem takiem a obrazem samym poematu, ale że »w takich marzeniach kochali się i kochają najznamienitsi mężowie«[4].
Cały więc zamiar ma w sobie coś pośredniego, coś zewnętrznego, coś, co wynika nie