samego poety, tłem poematu nie jest, i żadną miarą nie może być — Wieczność, to głuche, niepodzielne, kołychające się samo w sobie bezczasie; że owszem tłem owem będzie właśnie Czas, rządnie podzielony na dziejowe doby. Że, co ważniejsza, nie poeta, jak to zapowiadał wiersz »Nieskończoność«, pisany na morzu Śródziemnem, ale tenże sam Czas, »Czas bezbrzeżny, czas w rozstrzeni«, śpiewać będzie »wielką epopeję«.
Spostrzegamy nadto, że — również wbrew zamierzeniu poety — nie będzie to żadna »metafizyka« dziejów, nic »mistycznego i niewyraźnego«, nic, coby wymagało owej »pierworodnej, wszechmogącej wiedzy«, »co naukę w lot wyprzedza«. Że owszem, wszystko będzie tu realne, dziejowo rzeczywiste, cofnięte w przeszłość ziemską, wszystkim wiadome, oparte na dokumentach autentycznych, lub za takowe powszechnie przyjętych, i że nie będzie wymagało zgoła poczucia, czy »zapamiętania innego żywota« ku wyjaśnieniu swemu.
Jakoż istotnie »Duch od stepu«, ze względu na faktyczną treść swoją, jest jak gdyby skorowidzowym przeglądem dziejów ludzkości
Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/70
Ta strona została skorygowana.