skrzydła, i nakryje niemi umiłowaną ziemię, i zgłuchnie w nim złowróżbne, jastrzębie krakanie:
»Z wieku na wiek coraz gorzej«
i zakwitną mu w piersiach stubarwne nadzieje.
A wtedy ujrzy ogromne tłumy duchów, idące z mgieł i mroków pod jakąś wielką jasną zorzę, pod słup przez dzieje nienazwany jeszcze. I usłyszy przed tłumami idący brzęk złoty, złoty brzęk wróżebnej, bojanowej gęśli. Nowy ich Bojan, »słowik dawnych lat«, w nowe lata wiedzie duchy pieśnią.
I ozwą się na to, i uderzą echem wszystkie tony, w ostrunionej piersi poety zamknięte, a dzieło jego stanie się naprawdę »przygrywką do nowej poezyi« — żywota.
Ale to nie będzie już historyozofia, to będzie — Ukraina.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Jeżeli uwagi nad »Duchem od stepu« zajmują więcej miejsca, niżby to z ogólnych