głęboko w samej istocie poety, i że miał on cudowne widzenie natury własnej, swojej przedźwięcznej, uskrzydlonej duszy, gdy wyrzekł:
»Na śpiewanie, latanie w niebo stworzon jestem«.
Śpiewać i latać, to jak już nieraz znaczyło u Bohdana, żyć pełnią ducha, być w napięciu wszystkich jego władz twórczych, być — w natchnieniu.
I tu więc, w »Duchu od stepu«, gdy chodziło o wybranie formy dla zamierzonego dzieła, forma owa narzuciła się poecie sama, i na drodze najnaturalniejszej asocyacyi czuciowej, jako wzbicie się uskrzydlonego ducha w niebo i oglądanie dziejów ludzkości — jakby »mapki poetyckich krain«[1] — widzianej z lotu ptaka.
Ale obrawszy tak nawet przejrzystą, tak poufałą sobie, a nam tak dobrze jeszcze znaną, z wcześniejszych swoich utworów transfiguracyę, poeta niepokoi się jeszcze. Nie chce być jakimś zagadkowym duchem, o którego — skąd się wziął — miałby ktoś łamać głowę.
- ↑ Bohdan Zaleski, Korespondencya.