glądu. Dzieło nie wypromieniło z siebie świeżej, żywotnej i na zasilenie życia idącej filozofii dziejów. Ono się oparło o doktrynę starą, skostniałą i nazewnątrz siebie stojącą, o doktrynę, która mu niezawsze oczekiwanej podpory użyczyć była zdolna, a poetyckiej piękności dzieła przyniosła szkody niepowetowane.
Miewał Bohdan Zaleski w głębi swej uczuciowości daleko śmielsze i jaśniejsze błyski, skroś czasów, i ziemi, i nieba. Miewał cudowne wizye, cudowne intuicye wzajemnej zależności i wzajemnego oddziaływania na siebie rzeczy ziemskich i niebieskich. W Duchu od stepu wszakże obrał drogę o wiele łatwiejszą, niż rozkrycie własnych tajemniczych głębin. Obrał w nim drogę — doktryny. I stało się, że po tej szeroko otwartej drodze nie przyszły wizye wielkie, jasne. Przyszły tylko reminiscencye. A i to jeszcze się stało, iż dzieło, mające być — jak to zapowiadał poeta — »summą dźwięków opery« jego, zapowiedzeniu temu nie dotrwało.
Jakoż struna »Bóg« zgłuszyła i pokryła zupełnie swem brzmieniem strunę »Świat«.
Strona:Maria Konopnicka - Szkice.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.