Ta strona została uwierzytelniona.
Aż nagle, z okna jakiejś kajuty, w chwili porządków czynionych podczas postoju, wyfrunęła długa, wąska, niebieskawa bibuła.
Zatrzymała senny mój wzrok. Wzleciała wgórę, oddana zalotnej bryzie.
Jak wstążka na motywach rokokowych, wygina się, trzepoce, zdobi niebo. Splata się, rozkręca.
W przepełnionem estetyką południowem powietrzu unosi ją gest artystyczny. Z pełną jakby świadomością swoich poczynań wdzięczy się i zaleca wiatrom w arabeskach naświetlonych.
Wreszcie znużenie i jakby werset, omdlewającą ręką pisany:
— O wietrze, bez ciebie jestem niczem!
Wstęga podrywa się, ale już słabiej.
Upada w wodę z ciężką, jak na nią, rezygnacją i to-