Bogini nadbiegła w trakcie powstawania i wkraczania w życie tych surowych modeli i zdążyła jeszcze tchnąć zielonego złota na jakąś bezspornie brzydką, silną i złą muchę. Zmartwiona widokiem gnilnego chrząszcza, rozpyliła na niego tyle metalo-lazuru, że zamieniła go niechcący w żywy klejnot, z czego śmiał się On, aż mu z rąk wypadł suchy pająk-kosiarz, tracąc w tym wypadku połowę jednej z długich swoich nóg.
Podniósł go, opatrzył, poczem spoważniał i zabrał się do komponowania świetlnych narządów dla zwierząt.
Miały być podobne do oczu, zaopatrzone w soczewki, reflektory i przesłony, służące do skupiania, i wzmacniania wytwarzanych promieni świetlnych. A to dla jamochłonów, mątw, ryb, raków, małży i owadów.
Bogini-inżynierowa patrzyła na to zdaleka, malując piękne i wymyślne desenie na muszlach ślimaków.
Strona:Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - Szkicownik poetycki.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.