Ta strona została uwierzytelniona.
jak przed nieistniejącem lustrem, i powłóczyste spojrzenie. Trzewiczki, naturalnie, za ciasne. Stąd smutek w oku.
Opodal, ramię w ramię, stoi para narzeczonych w dobrowolnej klatce miłości. Klatka niewidzialnemi różami obrośnięta, zamki podwójne. Będą w niej pocałunki, potem przykre nieporozumienia, wreszcie dzikie awantury. Będzie drżała od wstrząsających nią ramion stęsknionego za wolnością jednego z nich dwojga.
Piękny park, piękny zwierzyniec.
Ciągną klatki przesądów, głupoty, ubóstwa, bogactwa. Uderzają o siebie, brzękają ścicha. Twarze ludzi — jakże przygasłe, obojętne.
Patrzą, nie widząc. Wymijają po tygrysiemu wzrok obserwatora, który zawsze i wszędzie znajdzie się, nieproszony.